ŁADOMIRSCY Z MARKOWIEC
 Anna Kraińska ur. 22
lutego 1875 r. w Miejscu Piastowym pow. Krosno, zmarła w Poznaniu
29.05.1959r. pogrzeb tamże 2.06.1959r. Od 1877r. mieszkała w
Wyszatycach, uczyła się w domu przy pomocy kolejno następujących po
sobie nauczycielek, które nauczyły ją tego co ówcześnie dla panien było
wymagane i języków francuskiego, niemieckiego i angielskiego. Miss
Bekland - angielka, nauczycielka języka angielskiego nauczyła też ją
bardzo ładnego i wyraźnego pisma, którego dotąd używając, mając 83 lata,
miłe listy pisuje. Anna także opanowała grę na fortepianie
i miło śpiewała.
Kiedy panny
Kraińskie dorosły, w Wyszatycach bywały zabawy z tańcami a i czasem
panny z Mamą do domów rodzinnych wyjeżdżały. W karnawale 1895r. na
zabawę w Wyszatycach przywiózł nasz kuzyn Tadeusz Bogdan z Zadwórza
kilku młodych ludzi z ziemiaństwa ze wschodniej Małopolski (Galicji)
między innymi Zdzisława Ładomirskiego z Markowiec koło Stanisławowa.
Nawiązała się
obopólna sympatia i w lecie już w Jabłonce, gdzie cała rodzina
wyjeżdżała na letnie miesiące używać na podgórskim powietrzu, bliskości
lasu i poziomkach, nastąpiły zaręczyny i ślub miał się odbyć na jesieni.
Sprawy Andzi mało albo wcale mnie nie interesowały, bo przechodziłem
do trzeciej klasy gimnazjalnej w Chyrowie u OO. Jezuitów.
W październiku
1895r. spłonęły doszczętnie Wyszatyce, więc uzupełniwszy na prędce
najpotrzebniejsze urządzenia w Jabłonce, by w niej i w ziemie mieszkać
można było i liczniejszych gości można było przyjąć. 21 listopada
1895r. Rodzice urządzili ślub najstarszej córki w parafii Dydnia , a
przyjęcie na około 20 osób najbliższych obu rodzin w Jabłonce.
Państwo młodzi
wyjechali na Kosówkę, folwark od Markowiec, który ojciec Zdzisława mu
oddał. Wkrótce po ślubie syna zmarł w Markowcach Pan Konstanty
Ładomirski i zaczęły się rozmaite kłopoty dla Zdzisława, który musiał
pomagać swej Matce i trzem siostrom paniom Krobickiej, Gołębskiej i
pannie Sewerynie później Feliksowej Domańskiej.
dworek Kosówka
|
Ja jednak wtedy o
tym nic nie wiedziałem, tylko pamiętam miłe wizytki w Kosówce, tam
pierwszy raz strzelałem z prawdziwej strzelby. Tam byliśmy całą rodziną
na Wielkanoc 1898r. po moim ciężkim tyfusie i tam wtedy robiłem
pierwsze moje fotografie aparatem Zeiss mającym 112 płyt szklanych 9/12
do zmiany.
W lutym 1898r.
urodził się Andzi pierwszy syn Władzio, w 1899r. Marynka, w 1900r.
Jadwiga, którą 2 lutego 1901r jako uczeń ósmej klasy dojechawszy z
Sanoka do chrztu trzymałem. W następnych latach przybyły jeszcze
Zosia, Stasia i Konstancja (Kostusia) oraz około roku 1907 zaczęła się
seria chłopców: Józef, Zdziś, Andrzej, Antoni i na zakończenie w 1916r.
Anka. Chrzciny Jadwigi już się odbywały w Markowcach, które Zdzisław
nabył od Matki i sióstr oddając Kosówkę.
Jadwiga, Maryś (s. Anna) i Władzio Ładomirscy Wyszatyce 1903
|
Iga, Władzio Zosia, Maryś, i Stasia Ładomirscy Wyszatyce 1905
|
...
|
Dom był tam stary i
zagrzybiony więc go rozebrano a dobudowano do oficynki cztery ładne
pokoje a później, gdy rodzinka rosła ciągle coś dodając i ulepszając
doszli do obszernego i wygodnego domu z przemiłą i ogromną werandą
wejściową, ciepłą w zimie, bo dzięki podwójnym szybom dającą się ogrzać.
stary dwór w Markowcach - rok 1895
|
nowy dwór w Markowcach - rok 1938
|
Zdzisław był bardzo
dobry i zapobiegliwy gospodarz w hodowli tak bydła jak i koni i przy
pomocy miejscowych ludzi umiał wszystko w porządku i doskonałym stanie
utrzymać, liczną dzieciarnię wychować i wykształcić a także ziemi
dokupywać gdy się okazja na miejscu zdarzyła, to grunta od Dominikanów z
Tyśmienicy to obok leżące Bratkowce a w końcu od Matki Kosówkę.
Pierwszą inwazję
rosyjską w 1914r. przetrwali w domu broniąc się jak można było od strat
w gospodarstwie, szczególnie w inwentarzu. Była tam wtedy i para koni
arabów, które dla mnie Zdzisław kupił w Jabłonowie, miały być do ślubu,
ale z wybuchem wojny zostały w Markowcach. Spodobały się Moskalom i
chcieli je zabierać, ale dzieci tak się do tych koni przytulały i
desperowały, że zostawili, a nam one długie lata służyły i kilka ładnych
źrebiąt od Lotnej wychowaliśmy.
rekreacyja konna zimą
|
|
rekreacyja konna latem
|
Na inwazję już
bolszewicką przyjechali w 1920r. Zdzisławowie z dziećmi i inwentarzami
do Jabłonki, tak że po powrocie mieli z czem zabrać się do odbudowy
gospodarstwa. Dzieci wszystkie starannie kształcili. Najstarszy
Władzio był w Chyrowie, a po wybuchu wojny zdał maturę w Białej i mój
Ojciec umieścił go u swego parlamentarnego kolegi Proskowica, starszego
gospodarza na Morawach, na praktyce gospodarskiej, skąd wiele wiadomości
wyniósł. Po udziale w wojnie 1920r. jako ochotnik zaczął gospodarować
na Wołyniu, w majątku nabytym przez pana Rytowskiego (młodszego).
Ożenił się z Walą
Nagórzańską, a gdy dzieci zaczęło przybywać ojciec oddał mu w Markowcach
Młyn z dużym stawem i przylegającymi gruntami. Tam chował swoje
sześcioro dzieci, aż do drugiej wojny, biorąc czynny udział w ruchu
szlachty zagrodowej, której w Stanisławowskim było wiele zaścianków, a
akcja ks. Półkanonika Miodońskiego starała się o podniesienie w nich
ducha polskości do czego i Zdzisławowie walnie się przyczynili, budując
kościółek i kreując parafię w Markowcach, której Władzio z rodziną był
zawsze gorliwie praktykującym członkiem.
młyn na Dąbrowie
|
Andrzej, Maja, Alka (Helena), Zosia i Krystyna Ładomirscy
|
Po 17 września
1939r. będąc w wojsku we Lwowie, przezornie nie poszedł na plac
Bernardyński gdy tam rozbrajali oficerów i tak uniknął Katynia. Gdy
Wala z dziećmi nadciągnęła, osiadła w folwarku swej rodziny przy ujściu
Dunajca a Władzio pracował w dużym młynie Konopków w Brniu; potem
przenieśli się do Kraśnika też do młyna, dzierżawionego przez męża
Jadwigi Ładomirskiej Tadeusza Teleżyńskiego, a później gdy i to się
skończyło, po śmierci bardzo obiecującego syna zmarłego w szpitalu w
Lublinie gospodarował na folwarku oddanym SS. Niepokalankom w
Szczecinku, i zajmował się potem także mleczarnią, następnie działał
jako inspektor plantacji cykorii i przy tym stracił zdrowie gdyż serce
nie wytrzymało forsownych marszów po rolach. Gdy wrócił do zdrowia
został księgowym dla kilku spółdzielni produkcyjnych, a cztery córki,
które kończyły nauki u Niepokalanek także w księgowości zajęcie dostały,
więc lepiej im się powodziło.
Syn najmłodszy
Andrzej uczył się w małym seminarium na Pomorzu ale gdy przełożeni
odradzili mu wstąpienia do dużego seminarium, wrócił do rodziców, rok
był gdzieś księgowym, potem zdał maturę i dostał się we Wrocławiu na
historię starożytną, którą teraz (1958r.) kończy i ma zapewnioną
asystenturę przy tej katedrze we Wrocławiu. Jedna z córek Maja
przyjechała zdaje się w lecie 1955r. na urlop do wujostwa swych
Kozłowskich do Krosna, tam poznała Adama Pillera i za niego wyszła w
jesieni choć wesele mieli smutne bo zjechawszy się na pogrzeb ojca
wzięli ślub. Teraz mieszkają oboje w Rzeszowie i mają dwoje dzieci i
matki i dwie pracujące siostry Zosia i Ala mieszkają tam także.
Krystyna i Andrzej pracują we Wrocławiu.
Córki Zdzisława
wszystkie odbywały nauki u Niepokalanek w Niżniowie lub Jazłowcu.
Najstarsza Maria po ukończeniu szkoły wstąpiła do Niepokalanek i jako
siostra Anna bywała doskonałą "ekonomką" w Niżniowie, Sączu i Szymanowie
a teraz od paru lat jest w Murkowie pod Poznaniem.
Jadwiga 27.04.1926r., wyszła za mąż za Tadeusza Teleżyńskiego będącego wówczas
administratorem majątku Karasnobród koło Zamościa własność Kazimierza
Fudakowskiego. Mieszkali tam do 1942r., mieli dwie córki, starsza
Jadwiga zmarła w szpitalu w Lublinie w czasie okupacji a młodsza Teresa
skończyła w Poznaniu medycynę i jest teraz asystentką profesora chirurga
dr Degi. Jadwiga robiła bardzo ładne kilimy, potem dla pokrycia
kosztów nauki córek zaczęła chować świnki, ale w końcu założyła hodowlę
srebrnych lisów i w tem tak się wydoskonaliła, że Fudakowscy przystąpili
do spółki, powstała ogromna ferma, która do końca okupacji niemieckiej
trwała, choć też i wiele kłopotów przyniosła.
Z posagu Jadwigi i
oszczędności kupili sobie Teleżyńscy z parcelacji Wilkołazu od ordynacji
Zamojskich leśniczówkę i 10 ha pola i domek bardzo praktycznie i ładnie
odnowili dodając na strychu nie zmieniając dachu kilka miłych pokoików.
Założyli duży sad bardzo szlachetnych owoców i przenieśli tam swoją
część fermy lisiej z Krasnobrodu.
Po 1944r. leśniczówka stała się ostoją rodziny i ja tam z wielką przyjemnością kilka razy zajeżdżałem.
Zdzisławowie, którzy
w 1939r. z Markowiec wyjechali bawili najpierw w Krasnobrodzie a potem w
Leśniczówce do 1950r. tam 21.10.1945r. były ich złote gody.
Leśniczówka leżała przy szosie Kraśnik - Lublin, ale
przytykała też do wielkich lasów skąd tak zwani "leśni ludzie" często ją
napadali, zabierając co im było potrzeba, spokoju więc nie mieli, co
cenniejsze rzeczy wywieźli do Warszawy gdzie po powstaniu zginęły. T.
Teleżyński dzierżawił w Kraśniku najpierw dwa, potem już jeden młyn
parowy, ściągnął Antosia Ładomirskiego a sami wydali córkę z pierwszego
małżeństwa Julę za inż. Spychałę, który w 1945r. założył szkołę jazdy
samochodowej w Lublinie a potem przeniósł się do Poznania skąd pochodził
a Teresa studiowała poza domem. Przenieśli się do Szepietowa gdzie
Tadeusz objął posadę rolniczo naukową JUNG a po paru latach do Poraja
koło Łeby też na naukowe badania kultur torfowych. 1.07.1958r. Tadeusz
przechodzi na emeryturę i szukają jakiejś osady by na starsze lata
spokojnie móc prowadzić hodowlę lisów do której Jadwiga znowu się
zabrała. Córka Teresa skończyła medycynę w Poznaniu i jest asystentką
prof. Degi chirurga tamże. Gdy z Leśniczówką były coraz większe
trudności a Teresa oświadczyła, że tam nigdy nie osiądzie sprzedali ją,
jednak w fatalnym czasie zmiany pieniędzy (1.11.1950r.) tak, że
podstawy życiowej im nie dała.
Jadwiga z Ładomirskich Teleżyńska ur. 27.10.1900 w Markowcu
zmarła nagle 17.07.1959r. w Żarnowskiej koło Łeby pochowana została w
Poznaniu na cmentarzu Junikowskim.
Następna córka Zofia
miała projekta wstąpienia do klasztoru ale nic z tego nie wyszło i
dopiero w 1936r. wyszła za mąż za Eustachego Tyszkiewicza syna Benedykta
i Marii Lubomirskiej, który jako Inż. rybak urządzał i zarządzał
stawami swojej ciotki w Horodyszczu w gromadzie Chamiakówka leżącym obok
Markowiec. Zosia dostała 200 morgów z Markowiec nadających się na
stawy, które zostały tam przez nich założone. Niestety w sierpniu
1938r. Zosia po urodzeniu syna we Lwowie zmarła. Syna Tadzia wzięła na
wychowanie Stasia Kozłowska do Lipy koło Birczy a gdy wojna 1939r. z
Lipy ich usunęła chowała go troskliwie naprzód w Hłudnie a potem w
Krośnie gdzie pracowali. Gdy w 9tej klasie miał jakieś nieporozumienie w
szkole pojechał do ojca, który pracował na wybrzeżu mieszkając w
Sopocie z drugą żoną. Troszkę się uczył, troszkę pracował w Szczecinie,
aż dostał się na statek dowożący słodką wodę do Świnoujścia. Z wiosną
1958r. ożenił się i pewno pójdzie jeszcze do szkoły rybołówstwa
morskiego w Gdańsku.
budowa stawów na Trpetnikach - folwark Uniawa
|
budowa domu - folwark Uniawa
|
Stasia, ładna jasna
blondynka po klasztorze, była na praktyce gospodarstwa domowego w Kniażu
i 29.09.1924r. wyszła za mąż
za Aleksandra Kozłowskiego-Zarembę z Lipy
Dolnej koło Birczy .
Dzieci nie mieli, ale spokojnie pracując w Lipie,
która żadnych obciążeń nie miała prowadzili gościnny dom dla sąsiadów i
rodziny , dużo miłych chwil tam spędziliśmy. W 1939r. po wybuchu wojny
wyjechali z dzieckiem Zosi i trochę dobytku do Markowiec skąd po 17.09
wrócili, ale że w Lipie inni już byli gospodarze, pojechali do Hłudna,
gdzie przez czas okupacji Lesio zajmował się gospodarstwem w folwarku
swej matki i bronił ją od skutków nieszczęśliwego wypadku, który się tam
zdarzył. Przy studni był żuraw stary więc nadpróchniały, gdy żołnierze
niemieccy przed przejściem przez San w 1941r. zaczęli bardzo go używać
zwalił się i zabił Niemca. Pani Kozłowska została oskarżona o zabójstwo
żołnierza niemieckiego i długo trzeba było walczyć nim się ją z tego
zarzutu zwolniło a nawet Lesio był jakiś czas w jej zastępstwie więziony
w Brzozowie. W 1944r. w lipcu Lesiowie przenieśli się do Brzozowa a w
1945r. w sierpniu do Krosna gdzie Lesio dostał posadę "mistrza gazowego"
na Kopalni nafty w Krościenku i gdzie spokojnie przemieszkali 11 lat, z
których połowę on przepracował a połowę zapadł na zdrowiu, że dostał
emeryturę inwalidzką, kopalnia Stasi zajęcie dała, tak, że spokojnie
dalej mieszkali. W sierpniu 1956r. przenieśli się do Krzeczowic koło
Przeworska, gdzie w nasiennym gospodarstwie pracuje Antoni Ładomirski z
żoną a mając pięcioro dzieci potrzebowali pomocy ciotki. Pomagałem im
wtedy się pakować. Niestety zdrowie Lesia nie wytrzymało zmiany i zmarł
we wrześniu niespełna miesiąc bawiąc w Krzeczowicach. Stasia do połowy
roku 1957 pomagała jeszcze w domu Antosiom ale gdy jej matka tak się
posunęła i na zdrowiu zapadła, że stałej pielęgnacji potrzebowała,
przeniosła się do Poznania i od roku matkę starannie pielęgnuje.
Kostusia zmarła na tyfus już jako dorosła panna.
Dla edukacji synów
warto było przenieść się do Lwowa. Nasz Ojciec sprzedawszy Suszno w
1911r. i poszedłszy na emeryturę w Tow. Kred. Ziem. postanowił córkom
uzupełnić ich posagi. Pomógł zatem Andzi do kupna domu przy ul..
Listopada 28 od Oberskiego (kiedyś sklep zabawek). W tym domu mieszkała Andzia z synami.
 Józef skończywszy gimnazjum studiował w Dublanach rolnictwo i po
odsłużeniu wojska przy artylerii wrócił do Markowiec i pomagał Ojcu w
gospodarstwie a gdy się ożenił z koleżanką z Dublan Anną Trąbczyńską z
Kieleckiego oddal mu Ojciec Kosówkę. Urodził im się syn Tomasz, potem
już przed samą wojną córka Marta. Józek poszedł na wojnę i zginął we
wrześniu 1939r. gdzieś na zachód od Warszawy, nigdy nie dało się ustalić
gdzie. Wdowa jako inż. rolnik była inspektorem plantacji buraków dla
Przeworska, a w 1944r. jakiś czas pomagała w hodowli lisów w Leśniczówce
i prowadziła drugą fermę Teleżyńskich gdzieś na Pomorzu, a gdy i to się
skończyło była zajęta w hodowli w Aleksandrowicach folwarku Balic pod
Krakowem i przeszła na profesora w szkole ogrodniczej w Krzeszowicach,
gdzie jej dzieci do szkoły już chodziły. Później była w Werbkowicach w
Hrubiszkowskim parę lat na badaniach erozji ziemi a teraz przeniosła się
koło Puław. Syn Tomasz studiował rolnictwo w Olsztynie i wtedy kilka
razy odwiedzał bardzo miło naszego Jasia. Później gdy od
ciotki dostał pokój w spółdzielni mieszkaniowej tam się przeniósł i
kończy S.G.G.W. Od roku mieszka z nim siostra Marta, która po zdaniu
matury w Hrubieszowie studiuje chemię w Warszawie.
sporty wodne na Kosówce Tomasz Ładomirski - rok 1937
|
Następny syn
Zdzisław miał od najmłodszych lat dwa zamiłowania: rysunki i muzykę, ta
ostatnia jednak zwyciężyła i jej się poświęcił, poważnie ją studiując
po maturze u prof. Friemanna we Lwowie, potem wyjechał na dalsze studia
do Paryża, gdzie poznawszy Marjorie Ara z nią się ożenił i już stale
pozostał za granicą i tylko raz przyjechał z żoną, córką i teściową w
odwiedziny do rodziny i kraju zdaje się w grudniu 1938r. W czasie wojny
przesiedlił się do Maroka, gdzie dobrze mu się działo, gdyż miał ucznów
Amerykanów. Po wojnie, gdy Amerykanie z Maroka wyjechali było coraz
ciężej dwoma córkami. Wtedy na zaproszenie koleżanki z pensji Marjorie,
która była kierowniczką szkoły w Perth w Australii, pojechali tam całą
rodziną i zaczęli uczyć, on muzyki, ona języków. Starsza Marjorie
poszła na Uniwersytet w Camberze, została tam bibliotekarką, ukończyła
studia i wyszła za mąż za Australijczyka Micka Letts, z którym wiosną
urodziła córkę Martine. Druga córka Zdzisława Joasia już jest drugi rok
na uniwersytecie, studiuje matematykę i zarazem pracuje a w Australii
już urodzony syn Antoni niezadługo pójdzie do szkoły. Dobry syn, choć
mu nieraz ciężko, regularnie, co kwartał przekazuje matce 10 funtów
australijskich.
Czwarty syn Andrzej
(Jędrek) od najmłodszych lat był "zbytnik" gdy w 1920r. był w Jabłonce
mając zdaje się 8 lat proch zapalił tak, że osmalił sobie całą głowę i
brwi i rzęsy opalił. Studiował w domu i paru gimnazjach, w końcu
zdawszy maturę zapisał się na leśnictwo na politechnice Lwowskiej,
gdzieś praktykował, jeździł na wycieczki zagraniczne, pojechał na gapę
do Rzymu z pielgrzymką na kanonizację św. Andrzeja Boboli, a w końcu
ożenił się z panną Jurczyńską, córką Hieronima Jurczyńskiego adwokata w
Krakowie i naszej kuzynki Romerówny (jej prababka z Trzecieskich Łosiowa
i mój dziadek Tytus Trzecieski - rodzeństwo), która była na kursach w
Snopkowie, mieszkali w Zimnej Wodzie. Całe umeblowanie sam sobie zrobił
z pak i desek; wyjeżdżał z agitacją na Ruś Zakarpacką; mieli syna Jurka
i z wybuchem wojny w 1939r. pogubili się, on w wojaku, ona dziecko
zostawiła we Lwowie i granica ją odcięła; przyjechała do Jabłonki by jej
ułatwić dostanie się do Lwowa do dziecka. Jak się udało ją przerzucić
przez San w Lesku ją aresztowali, jak przybyła do Lwowa dziecka już nie
zastała było w Krakowie. Jędrek zjawił się niezadługo też w Jabłonce,
umknął z obozu jeńców pod Łodzią, spotkał się u nas z Ksawerym Prekiem,
wziął od niego polecenie opiekowania się jego lasami w Kalenicy, z tym
zgłosił się do niemieckiego komendanta lasów w Sanoku, wytłumaczył mu,
że tego samego profesora w Torencie słuchali, uzyskał pieczątkę na
piśmie Preka a za parę tygodni dostaliśmy od niego kartkę z Budapesztu,
że jedzie dalej. Nie wojował, ale zwiedził kawał świata, prowadził
transporta wojskowe w Azji i w Afryce, widzieli go w Rzymie, w końcu
wylądował w obozie byłych wojskowych w Anglii. Żona jego tymczasem
zginęła w powstaniu warszawskim, syna Jurka chowali dziadkowie w
Krakowie. On się ożenił w obozie z córką lekarza z kieleckiego,
wyjechali do Argentyny, mają dwoje dzieci, on prowadził wielkie tartaki,
potem plantacje, które zmarzły, mierzył i szacował puszcza dziewicze z
aeroplanu, a ostatnio trasował linię wysokiego napięcia. Ona
wydzierżawiła kilkanaście hektarów ziemi pod stolicą i gospodaruje i
posyła dzieci do szkoły. Matce raz przysłał jakieś lekarstwa, czasem
pisują, ona częściej. Syn Jurka ukończył szkołę techniczną, pracuje,
mieszka u dziadków w Krakowie.
Ostatni syn Antoni,
bardzo ciekawy do gospodarstwa ukończył przed samą wojną szkołę rolniczą
w Cieszynie, na praktyce u swych wujostwa Domańskich w Ubiniu, poznał
Jadwigę Komarnicką inż. ogrodnictwa z S.G.G.W. i już po wybuchu wojny
się pobrali 23.01.1940r. Najprzód mieszkali w Babulach koło Jaślan
gdzie domek i kilkanaście morgów należących do naszych dzieci po babce
było wolnych, potem Telżyńscy ściągnęli ich do Leśniczówki a gdy ta
została sprzedana w październiku 1950r. Antek został inspektorem
plantacji buraczanych w Krośnie a zamieszkał w Korczynie bo tam
mieszkanie dostali. Urodziło się im trzech chłopców i dwie dziewczynki,
doskonale te dzieci chowają. W 1955r. przenieśli się do Krzeczowic
koło przeworska do gospodarstwa nasiennego, mieszkanie mają dobre, ale
sąsiada z dołu, hodowcę niemiłego, który im żyć nie daje. W 1956r.
sprowadzili do siebie Kozłowskich, Lesiu wkrótce umarł, Stasia po roku
pojechała pielęgnować matkę do Poznania. Najstarszy syn Jacek zdał w
1957r. maturę, chciał dostać się na politechnikę we Wrocławiu, nie udało
się, pracował w miejskim zaopatrzeniu weterynaryjnym. Teraz ma
próbować zdawać na politechnikę w Gdańsku.
Najmłodsza córka
Anna po maturze w klasztorze w Jazłowcu ukończyła szkołę pielęgniarek na
Koszykowej w Warszawie, pracowała najpierw we Wrzeszczu a w 1950r. po
Leśniczówce zamieszkała z mężem, który 25.11.1950r. zmarł w klasztorku
na Winiarach ul. Rejtana 6 w Poznaniu, gdzie mieszka 25 staruszek, a
gdzie Teleżyńscy pomógłszy zakonnicom do wykończenia kaplicy uzyskali
ładny pokój na parterze dla rodziców.
Antoni Kraiński
|