ZAWIĄZANIE
KLANU

ZJAZDY

DRZEWA
GENEALOGICZNE

GROBY

WSPOMNIENIE
ZMARŁYCH

SŁOWNIK
BIOGRAFICZNY

SŁOWNIK
GEOGRAFICZNY

BIBLIOTECZKA

ARCHIWUM

KONTAKT

FEDOROWICZOWIE Z KLEBANÓWKI I KAMIONEK

Zofia Fedorowicz od 1877 r. chowała się razem z Andzią w Wyszatycach. Z usposobienia powolniejsza, nauki wszystkie pobierały razem prócz fortepianu i śpiewu, do których nie miała uzdolnień. Po wyjściu Andzi za mąż była z rodzicami i Jadwigą w Scheveningen i zwiedzała Hagę, potem z ojcem i Czesią Dydyńską, późniejszą Zygmuntową Baczyńską była w ziemie na riwierze francuskiej. Gdy rodzice przenieśli się na zimę 1897/98 do Lwowa i Jadwiga wróciła do klasztoru, gdzie kończyła nauki, zaczęły bywać w towarzystwie lwowskim i w ładnym mieszkaniu przy ul. Kraszewskiego 17 były i u nas wtorki, na których w karnawale wesoło tańczono w kilkanaście par przy fortepianie.

W roku 1901, gdy ja zdałem maturę, pojechaliśmy we wrześniu, ojciec, Zosia i ja przez Drezno, któreśmy zwiedzili, do Londynu. Ja zostałem u pp. Russel w Lemington uczyć się języka, a ojciec z Zosią wrócili do domu przez Paryż, który tak jak i Londyn pobieżnie zwiedziła.

W 1900 Jadwiga wstąpiła do Niepokalanek, więc żurki i baliki odbywały się dla Zosi, miała kilku starających się jak Edmunda Komara i Brzezińskiego z Łazan, ale dopiero w 1902 r. zdecydowała się wyjść za mąż za Aleksandra (Saszę) Fedorowicza z Klebanówki w Zbarazkim. Ślub odbył się w Wyszatycach już odbudowujących się po pożarze w 1895 r. 16 lipca 1902 r. - było dość liczne zebranie rodzin obydwóch, a ja narobiłem trochę fotografii.

Państwo młodzi osiedli w Szyłach, też w Zbarazkim, które p. Tadeusz Fedorowicz synowi kupił. Dom Sasza bardzo starannie urządził, miał piękne konie i simentalery, dobrze im tam było, ale w parę lat, gdy nadarzyła się okazja nabycia Kamionek, majątku przy kolei, stacja Bogdanówka, niedaleko Klebanówki, z gorzelnią i dobrym domem mieszkalnym, Szyły sprzedali, Kamionki kupili i na razie zamieszkali w Obodówce, też koło Klebanówki, gdzie przed nimi mieszkali Władysławowie Tyszkiewiczowie, ona siostra Saszy, która po urodzeniu syna zmarła.

Do roku 1907 urodziło się im trzech synów: Jerzy, Andrzej, Tadeusz. W 1908 w lecie przybyła córka Olga w Wyszatycach.

Tymczasem starsi Państwo przenieśli się do Kamionek, które wprawdzie były w dzierżawie, ale dom mieszkalny z ogrodem, oddalony od folwarku, był wolny.

Sasza objął gospodarstwo w Klebanówce i Jacowcach dzierżawionych od jakiejś fundacji, zarządzanej przez Wydział Krajowy.

dwór w Klebanówce

Gospodarz był doskonały, skończył Hohenheim, a od ojca bardzo wymagającego dokładności ścisłości nabrał rutyny tak, że wszystko szło jak w zegarku, a Sasza był wesoły, polował z chartami, w jesieni konno na zające, w zimie z sani na lisy, a polowanie w kniei też lubił.

Dzieci przybywało. Jeden chłopiec zmarł dzieckiem we Lwowie. 1910 przybył Janek, potem Marysia (1912), Ali (1914) i na końcu w czasie wojny Anielcia (1916).

Tadeusz Tyszkiewicz oraz Jurek, Druś, Tadzio, Olga, Janek, Marysia, Ali i Anielcia Fedorowiczowie

Dzieci uczyły się w domu, babka pani Julia z domu Pankratieff wychowana w En la Chapelle, pilnowała, żeby francuski też dobrze umiały.

W czasie I wojny wędrowali z inwentarzami na wschód, aż gdzieś pod Odessę, ale szczęśliwie powrócili i zabrali się do odnawiania zniszczonych wojna gospodarstw.

W okresie markowym i inflacyjnym Sasza wziął się do robienia interesów. Założył dom handlowy we Lwowie dla handlu zbożem, ale zdaje się za bardzo wierzył żydom, a także podolskim ziemianom, którzy brali pieniądze, a nie zawsze dostarczali zboże, tak, że korzyści nie było, a może i straty.

Zaczął też kupować domy we Lwowie i kupił nawet majątek Kraczkowę koło Krasiczyna dla SYNA Andrzeja, a dla córek garaże na Bajkach. Kupił też i prowadził garbarnię „Pollis” we Lwowie, jeździł po skóry argentyńskie do Hamburga, ale i handel i przemysł kosztowały.

Dzieci:

1. Jerzy skończył Dublany (rolnictwo) i osiadł w Oknie. Jerzy ożenił się w 1928 roku z Marią Kosielską, mieli syna i córkę. Stryjeczny brat Tadeusza, Władysław z Okna (syn Jana), wielki dziwak, zmarł w czasie wojny w Kijowie, zapisując majątek Jurkowi, synowi Saszy, ale jedynym świadkiem tego zapisu była pielęgnująca go służąca. A że p. Władysław miał przybraną córkę, która wyszła za p. Malickiego, działacza ukraińskiego, były więc długie sprawy spadkowe sądowe, ale wszystko się ułożyło, oddali Malickim Szlachcince, a Okno i Tołste zostało Jurkowi. Okno było całkiem spalone, kapitałów na odbudowę nie było, więc trzeba było zrobić je z częściowej parcelacji.

On zginął w 1939 r. na zachód od Warszawy. Ona Pracuje i chowa dzieci we Wrocławiu, wyszła 2 raz za Kazimierza Małeckiego. Syn Jurka Andrzej inżynier sanitarny, córka Anna studiuje historię sztuki.

2. Andrzej ukończył mechanikę i pracował w Stalowej Woli. Inżynier Andrzej oparł się w czasie wojny o Jabłonkę, nie chciał zajęcia w kopalniach nafty w Grabownicy, bo niemieckie, a gdy w czerwcu 1942 roku zaaresztowano w Krakowie Tunia Janiszewskiego, który zajmował się dla nas Maniowem Druś zdecydował się to robić. Jednak 4/9 wskoczywszy, dla kąpieli, do bardzo zimnej a głębokiej wody w górskim potoku utonął.

3. Tadeusz ukończył prawo, odsłużył wojsko przy artylerii i wstąpił do seminarium duchownego we Lwowie, gdzie też po krótkiej wikarówce w Tarnopolu jako opiekun ubogich do wojny działał. Ks. Tadeusz, gdy w 1940 r. zaczęto wywozić Polaków ze Lwowa, dobrowolnie przyłączył się do jednego z transportów, wysadzono go jednak w Maryjskiej R.R. gdzieś koło Kazania i kazano mu rąbać lasy, a mieszkać w sali, gdzie miał 150 towarzyszy, przeważnie Żydów.

Po ugodzie Sikorskiego dostał się do Kazachstanu i tam podtrzymywał duchowo przymusowych emigrantów z Polski. Miał iść z armią Andersa, a aresztowany pod jakimś pozorem, wyjechać nie mógł, ale nadal był bardzo dobrze czynny wśród potrzebujących pomocy, o czym mam relację od mego kolegi, Żyda, adwokata z Brzozowa, który będąc w Semipałatyńsku członkiem komitetów opiekuńczych ogromnie wychwala współpracę z ks. Tadeuszem. Powrócił do kraju z armią tzw. Kościuszkowską, z Berlingiem i Żymirskim, jednak po jakimś kazaniu, które się nie podobało poradzono mu, by się schował, co też zrobił w Żułowie, a potem w Laskach, gdzie dotąd jest kapelanem i katechetą, a przy tym masom ludzi przyjeżdżającym z Warszawy udziela pomocy duchownej, mając krótsze lub dłuższe konferencje.


Matka mieszka w Laskach w domu rekolekcyjnym i często widuje synów, którzy z nią jadają posiłki dawane przez Zakład (dla ociemniałych)

Ojciec nasz, uzupełniając działy córek, oddał Zosi Wyszatyce bez Bandaków, folwarczku za Sanem, który zatrzymał sobie na możliwe parcelacje w razie potrzeby - a z których 30 morgów jeszcze po jego śmierci 3 córki dostały i korzystnie sprzedały.


Wyszatyce wydzierżawili, a w miarę potrzeby i parcelowali. tak, że do wojny zostało tylko kilkadziesiąt morgów, a i to w bardzo zagmatwanych warunkach.

4. Córka Olga wstąpiła do klasztoru Franciszkanek – misjonarek w Łabuniach, pojechała do Belgii i Francji, a potem do Chin i jest teraz przełożona domu w Pekinie, który utrzymuje szkołę dla dzieci azjatyckich dyplomatów.

5. Jankowi nauki szły ciężko, skończył szkołę rolniczą w Czernichowie i zaczął ojcu w gospodarstwie pomagać. Z wybuchem ostatniej wojny wzięto go na roboty przy drogach na Wołyniu słuch o nim zaginął, ale z Andersem dostał się do Persji, a potem na zachód i w Londynie fizycznie pracując zarabiał na życie. Ożenił się z p. Cieńską, córką „Nikiego” i Dzieduszyckiej z Jezupola, która mając skończony angielski uniwersytet w Bejrucie ma doskonałe posady. Teraz przy liniach lotniczych, on pracuje w garażach. Kupili sobie domek z ogródkiem, a teraz maszynę do robienia swetrów. Powodzi im się dobrze, zapraszają rodzeństwo by ich odwiedzali. We wrześniu 1957 Anielcia tam była.


Panny uczyły się w Sacre-Coeur we Lwowie.


6. Marysia ładna b. jasna blondynka, bardzo lubiana, przebywała z bratem inż., Andrzejem w Stalowej Woli i tam pracowała. W czasie wojny pomagała rodzeństwu, a gdy znaleźli się na gospodarstwie w Pławęcinie koło Kołobrzegu, wyszła za mąż za Karola Meissnera (syna budowniczego ze Lwowa), który był kierownikiem zespołu gospodarskiego do którego Pławęcin należał. Mają dwóch synów (Janka i Jurka) i córkę Gosię (Małgosię). Przed paru laty wyrwali się z Pomorza, gdzie stosunki stawały się niemiłe, byli naprzód koło Łęczycy, potem z Zielonkach pod Warszawą w Zakładach Urlycha, następnie w tychże Zakładach w Szymanowie, od roku w Opiniogórze, a teraz został agronomem przy PRN w Ciechanowie.

7. Piąty syn Aleksander (Ali) po zdaniu matury chciał wstąpić do seminarium duchownego, jednak gdy rodzice nie bardzo to pochwalali, studiował rok czy dwa filozofię, a potem poszedł do seminarium. Gdy jednak w 1939 r. nauki przerwano, zarabiał na życie we Lwowie pracą fizyczną jak rąbanie drzewa na opał. Dostał szkarlatyny, a gdy w 1940 r. przyjechał z matką do Jabłonki, zaraz po wyjściu ze szpitala, zaczął gorączkować i pokazało się że miał zaatakowane gruczoły, a może i płuca gruźlicą.

Mieliśmy wtedy w Maniowie gajówkę „na Strubiu” położoną około 700 m nad poziomem morza, tak jak Zakopane, w bardzo miłym i spokojnych klimacie. Tam pojechał z rodzicami na parę miesięcy i gorączki przeszły, tak, że mógł przenieść się pod Jarosław do swego ciotecznego brata Tadeusza Ilka Tyszkiewicza i tam studiować dalej teologię pod kierunkiem ks. Szpetnara, kapelana Niepokalanek na miejscu i ks. biskupa Kowalskiego przebywającego w czasie okupacji w Pełkiniach.

Gorączki jeszcze mu wracały, ale po ponownym pobycie przez jakiś czas na Strubiu o tyle wyzdrowiał, że został wyświęcony w Kalwarii Zebrzydowskiej, gdzie było wtedy Lwowskie Seminarium, na księdza i został ekspozytem w Tywonii, przy kapliczce przy drodze do Pawłosiowa. W 1945 czy 46 przeniósł się do Lasek pod Warszawę, gdzie i brat ks. Tadeusz przebywał przy zakładzie dla ociemniałych. Choroba się rozwinęła, tak że wysłano go do Zakopanego, gdzie przeszedł operację plastyczną płuc i dzięki Opatrzności Bożej i opiece jednej z zakonnic z Lasek powrócił całkiem do zdrowia. Został proboszczem w nowoutworzonej parafii w Izabelinie, do której i Laski należały.

W roku ... przy pomocy parafian postawił barakowy kościół z prezbiterium i frontonem murowanym z cegły (gruz z Warszawy). Mieszka w pokoiku nad przedsionkiem i gorliwie obsługuje parafię, prowadząc przy tym dużą działalność rekolekcyjną, mając dar wymowy, który mu zjednuje licznych słuchaczy.

Gospodarstwo prowadzą mu zakonnice z Lasek, chętnie przyjmując odwiedzających go rodzinę i znajomych.

8. Najmłodsza, Anielcia, po maturze była w szkole gospodarczej w Snopkowie. Sympatyzowali ze sobą z Tomaszem Bartmańskim (matka Ujejeska z domu, wnuczka poety Kornela Ujejskiego), który studiował prawo. Wojna ich rozdzieliła, ale gdy Anielcia przyjechała do Jabłonki w 1940 r. a Tomasz przebywał z rodzicami w pobliskich Izdebkach, sprawa się wznowiła, rodzice mimo niedokończonych studiów, co było pierwotnie przeszkodą, zezwolili i ślub odbył się w kościółku w Jabłonce 9 kwietnia 1942 r.

Ostatnie to było pogodne i miłe zebranie w Jabłonce, nasza rodzina była licznie zebrana z powodu okupacji, z rodziny Tomka też dużo miłych osób zjechało. Był po raz ostatni w Jabłonce bardzo miły, prawdziwy mój przyjaciel, właściciel Wydrny, prof. chemii UW Kazimierz Kling.


Rok 1942 przyniósł nam pozatym same przykrości, a to 14.06. zmarł w Warszawie prof. Kling, 24.06. aresztowano w Krakowie Tunia Janiszewskiego, który zajmował się dla nas Maniowem, a potem dostawszy się do obozu w Oświęcimiu i Guzen - jednak te ciężkie przejścia przetrzymał i wróciwszy w 1945 r. ożenił się z naszą Kolą 3.11.1945 r. w Brzozowie. 12.09. zmarł nagle, udzielając pomocy przy wypadku urwania nogi pracownicy przy młocarni parowej Adam Kosecki, mój kolega z Chyrowa o rok starszy, sąsiad Suszna w Tetenczycach, który pomógł mi w gospodarstwie w Susznie, gdy w 1909 r. objąłem Jabłonkę i Niebocko, a dzierżawę Suszna miałem do sprzedania w 1911 r.. On też planował odbudowę stodoły w Susznie po pożarze – on też dał plan stajni końskiej w Jabłonce i przebudowy dachu w domu w Jabłonce, na bardzo miłe i praktyczne pomieszkanie w mansardowych pokojach, o szerokich, prawie mansardowych oknach. On też pomagał mi, gdy między 1912 i 1914 administrowałem Gdyczyną i tam dla pani Trzcińskiej przez wojnę gospodarzył, a gdy po wojnie objął zastępstwo PZU w Brzozowie był często miłym gościem i doradcą. W końcu jesieni 1942 r. wyjechał nasz syn Antek na roboty do Tyrolu, gdzie mu się nieźle działo, ale dostawszy się do obozu zaginął bez wieści w 1944 czy 1945 r.


T. Bartmańscy wyjechali do Kamionki Strumiłłowej na dorywcze zajęcia, ale bardzo ciężko im było, ona poroniła, potem byli w Kościelnikach u siostry Tomasza, Wodzickiej, tam zastało ich „wyswobodzenie”, usunęli się do Krakowa, ona urodziła bliźniaki, które wkrótce zmarły. W 1945 czy 46 przenieśli się do Wrocławia, on skończył prawo i był asystentem i jako taki dostał na Oporowie dom o dwu mieszkaniach z ładnym ogródkiem, który po małych naprawach (700 zł) zamieszkali, nabyli i dotąd zajmują oni ... ... dół, a Małeccy z Andrzejem i Hanią Fedorowiczami górę.

Tomasz zdał doktorat praw. Uczył w rozmaitych uczelniach, a teraz jest profesorem Politechniki, wykłada bezpieczeństwo pracy. Anielcia pracuje w administracji uniwersyteckiej. Wcale dobrze im się powodzi. Kupują dużo ładnych książek i wyjeżdżają na krajoznawcze wycieczki. Matka jego mieszka z nimi.


Uzupełnienie z notatki Antoniego Kraińskiego.

15.07.1965 r. zmarł w szpitalu w Warszawie ks. Ali Fedorowicz, proboszcz Izabelina-Lasek, po dość długiej i ciężkiej chorobie. Byłem 17.07. na pogrzebie. Było 2 biskupów, dużo księży, cała parafia, lało. Z rodziny były siostry z mężami i dziećmi, z Ładomirskich Anka, Antoś z żoną, Teleżyński z córką, Inka z Tych i dużo krewnych i znajomych z Warszawy.


Antoni Kraiński